Dzięcioł czarny | "osobliwy" duch puszczy
Dzięcioł czarny, jest jednym z ptaków, które szczególnie zyskały sobie moją uwagę.
Nie jest on bynajmniej bardzo rzadkim gatunkiem, ale nie jest też tak pospolity jak dzięcioł duży, czy średni powszechnie widywane i kojarzone z nazwą tego gatunku. Ich biało czarne upierzenie utrwalają nam w głowach już rysunki z pierwszych elementarzy w szkołach.
Dzięcioł czarny jak sama nazwa wskazuje ma jednolite ubarwienie, poza czerwoną czapeczką u samców i skromniejszą czerwoną przepaską na potylicy u samic. Jest sporym ptakiem i lata powolnie, więc nie trudno go zauważyć. Jest on jednak dość płochy, co utrudnia dłuższą obserwację.
Gdy go słyszę - myślę „Puszcza”
Dźwięk jego pracy jest charakterystycznym składnikiem dźwięków lasu. Nawet dla laika rozpoznawalne będą jego uderzenia w grube konary. Bębni donośnie krótkimi seriami opadającymi na końcu, tempem kilkunastu uderzeń na sekundę.
Jeśli więc ciszę przerwie Wam w lesie taka seria niczym z karabinu to nic innego jak on. Bardzo często słyszę że realizatorzy dźwięku wykorzystują te serie uderzeń w produkcjach filmowych, gdy chcą uwierzytelnić las w tle.
Ptaki te wydają donośne zawołania, które mogą komuś skojarzyć się z egzotycznym ptakiem albo drapieżnikiem. Nawołując się powtarzają głośno przez kilka sekund jedną sylabę: drgające „kjur-kjur-kjur”. Gdy siedzą lub szykują się do odlotu, wydają z siebie pojedynczy rozpaczliwy dźwięk „kijaaa”. 🙂
Proponuję zamiast mojego dźwiękonaśladownictwa obejrzeć i posłuchać produkcję Lasów Państwowych Leśny Budzik – Dzięcioł czarny
Od wielu lat te dźwięki towarzyszyły mi w moich samotnych eskapadach. Kojarzę je z moimi ulubionymi miejscami w Puszczy Piskiej. Donośny charakter i przejmujący głos zapada mocno w ucho i pamięć.
„Osobliwy jegomość” | zabawne obserwacje
Stwierdziłem tak, gdy rozpocząłem przed laty jego obserwację i zdjęcia. Jak piszą, porusza się niezdarnie, jak chodzi po ziemi. Nie tylko…
Zauważyłem też kilka zabawnych sytuacji w innych momentach. Pewnego razu czepiając się pnia u wejścia dziupli, samiec zabawnie szybko poruszał dużym ciałem na lewo i prawo rozglądając się na obie strony pnia, raz po raz. Na pniu średnich buków odznacza się bardzo swoimi sporymi rozmiarami, do tego ta osobliwa gracja. …były to iście komiczne ruchy.
Gdy siedzi wewnątrz dziupli wychyla się z niej co jakiś czas, jak domownik przez okno. Powodują to np dźwięki kruków w okolicy.
Napotkałem w seriach zdjęć klatki jak wychodzi z dziupli niczym wypadając na łeb na szyję, innym razem zaś nalatywał na nią jakby miało dojść do katastrofy lotniczej. Oczywiście nic bardziej mylnego. Świetnie szybuje między drzewami.
Zyskał moją sympatię tym cyrkiem…
lot jego jest specyficzny. Porusza się prostoliniowymi, nieco zakrzywionymi ślizgami, rzadko uderzając skrzydłami. W trakcie ma smukłą sylwetkę, przy jego rozmiarach to nieźle poprawia aerodynamikę. Najczęściej takim sprawnym ślizgiem dostaje się od razu pod dziuplę, nie machając skrzydłami na bliskim dystansie do „lądowiska”. Podlatując do niej, ostatni ślizg falistego lotu kończy, czepiając się u wejścia dziupli szponami i podpierając o pień piórami ogona.
Podpatrując dzięcioły duże, karmiące potomstwo, zauważyłem odmienną taktykę w docieraniu do dziupli. Dzięcioł Duży najczęściej dolatywał nad rejon gniazda i siadał na sąsiednim drzewie. Po sprawdzeniu terenu podlatywał do dziupli. Wcześniej jednak wydawał sporo głosów. Nie widząc go jeszcze mogłem przygotować się do zdjęć, gdy siedział jeszcze gdzieś w koronach drzew nad moją głową.
Czarny najczęściej lądował z znienacka bezpośrednio na docelowym pniu.
W okresie karmienia Czarny przynosi pokarm z mniejszą częstotliwością – co kilkanaście minut, podczas gdy Duże na zmianę co kilka minut. Ten fakt miał znaczenie dla zdjęć.
Przymiarki do zdjęć | Trójmiejski Park Krajobrazowy
Dzięcioł Czarny jest rozpowszechniony w całym kraju. Mnie, jak wspomniałem, miło kojarzy się z puszczą w rodzinnych stronach, ale dobre rezultaty w zdjęciach udało mi się uzyskać nieopodal Rumi. Bez konieczności dalekich wyjazdów, ale za to ze sporym ułatwieniem.
Bliskość i możliwość niemal dowolnych poprawek zmienia postać rzeczy. Wzgórza morenowe łatwo umożliwiają też osiągnięcie dobrej perspektywy. Siadając na zboczu można mierzyć obiektywem na wprost w wysoką część pnia, czy nawet koronę drzewa, bez wspinaczki…
Na jednym z rodzinnych spacerów zauważyłem jegomościa lądującego do dziupli na wysokości ok. 7-8 m. Drzewo z jego dziuplą stało na dnie sporego wąwozu, obok wznosiło się stromo zbocze wzgórza.
Poniżej wykonane telefonem zdjęcie biotopu, w jakim napotkałem swojego dzięcioła. Dla mieszkańców Rumi – typowy las mieszany otaczający miasto, z pospolitymi tu bukami. Nieopodal spacerowych ścieżek…
Światło | zamysł i problem synchronizacji
Gdy stanąłem na zboczu, nieopodal drzewa z dziuplą, znajdowało się ono w lekkiej kontrze do zachodzącego słońca (czyli słońce padało na drzewo i dzięcioła niemal z tyłu, podświetlając mu pięknie skrzydła).
Chciałem uzyskać ujęcie dzięcioła na pniu pod dziuplą, lub w trakcie lądowania.
Stawiałem na okres zachodu słońca, aby uzyskać ciepłe atrakcyjne barwy i złagodzoną siłę światła. Tym bardziej, że planowałem robić zdjęcia pod światło. W słoneczny dzień, o wcześniejszej porze oświetlenie jest ostre i dość chłodne, banalne, a przede wszystkim daje zbytnie kontrasty. Zatem pierwsze ujęcia powinny wypaść na godzinę przed zachodem słońca..
Gdy fotografuje się pomiędzy wzgórzami morenowymi istnieje problem czasowy. Otóż słońce może zajść wcześniej, nie tyle za horyzont, co za jedne z sąsiednich wzgórz. Nie ma jeszcze zmroku, choć światło radykalnie słabnie. Dociera do scenerii światło odbite od nieba, silnie rozproszone i ochłodzone kolorem nieba. Obraz staje się mało dynamiczny, zimny.
Ze złotej godziny może się nam zrobić złote kilkanaście minut. O ile jakaś mała chmurka nie zakryje słońca w tym czasie. I tu wróćmy do małej częstotliwości nalotów na gniazdo J – raz na kilkanaście minut.
Sąsiedztwo dziupli | liczne obserwacje
Na zboczu góry, obok drzewa z dziuplą, skonstruowałem swoje stanowisko. Perspektywa była już wybrana. Przychodziłem tam raz po raz, licząc na łut szczęścia, kiedy to lądowania nastąpią w skróconej złotej godzinie i technicznie nic nie sknocę.
Nieopodal było miejsce dające wodopój leśnym zwierzętom – wody podskórne góry spowodowały erozję i odkryły ciek sączącej się czystej wody.
W międzyczasie poznałem tam sąsiadów jegomościa: rodzinkę dzików przychodzącą na kolacje, ciekawskie maluchy lisów, małe ptaki przylatujące do wodopoju, sarny, myszy leśne i polującego myszołowa.
Jego pojawianie się na niebie wywoływało alarm pośród innych mieszkańców lasu. Momentalnie wszystkie ptaki cichły, miejsce pustoszało.
Pewnego razu usiadł na pobliskim drzewie. Mogłem podjąć próbę zdjęć z mojej kryjówki. Wszelkie poruszenie spłoszyłoby go momentalnie. Gdy ruszył do lotu próbowałem serii zdjęć prowadząc obiektyw z jego lotem. Tak dynamiczna sytuacja pomiędzy drzewami, jedna próba, wynik wiadomy – klapa. Ale nic to, nie dostał tu przecież angażu do głównej roli.
Realizacja | ..albo jak mawiają egzekucja kadru
Po serii prób i zapoznaniu się z całym sąsiedztwem dziupli, w końcu uzyskałem planowane kadry.
Jak zawsze, siedziałem za maskowaniem z gałęzi i moich materiałów okrywających aparat i statyw. Na ubraniu miałem lekki strój maskujący z identycznego materiału jaki okrywał sprzęt. Dzięki temu wszystko zlewało się w nieokreśloną bryłę. W zasadzie wystają jedynie oczy, których też nie należy wybałuszać, ale skrywać jak tylko się da. Para oczu dla zwierzyny identyfikuje głowę (zagrożenie).
Siedziałem, aby nie płoszyć nic swoim ruchem. …trudno kucać np przez 2 godziny nie wiercąc się. Zwierzyna szybciej dostrzega ruch od kształtu i koloru, mimo maskowania. Przydatne bywa małe krzesełko wędkarskie, albo składane piankowe siedzisko. No i środek na komary, aby nie machać rękami wokół siebie jak oszalały.
Poniżej kilka zdjęć stanowiska jakie zrobiłem telefonem. Był to pierwszy dzień prób, potem dokładałem jakieś gałęzie, wieszałem za każdym razem swoje maskowanie na tej stercie. Ptaki nie wykazywały zaniepokojenia.
Zanim światło stało się przyjazne dzięcioły przylatywały i odlatywały co jakiś czas. Mogłem ustawić sobie na stałe ostrość, sprawdzić wszystko i czekać, aż światło osłabnie i stanie się już bursztynowe. Lot był powtarzalny, prostopadle do mnie. Seria szybkich zdjęć miała złapać najładniejszą fazę lądowania.
W końcu udało się. Dzięcioł przyleciał w ostatnich minutach ciepłego światła nim słońce zaszło za wzgórze. Jedno ze zdjęć ujęło pięknie rozpięte skrzydła w trakcie lądowania. Słońce podświetliło pióra, tak jak chciałem. Pełen sukces!!